Translate


wtorek, 9 lipca 2013

Droga wolna, Thiago

Droga wolna, Thiago

Droga wolna, Thiago
Tak wygląda spełniony sportowiec. Jak się dziwić, że chce też taką fotkę z Brazylii?
Nie ma nic piękniejszego niż spóźnienie do pracy z powodu upojnego poranka z kobietą... Marian doczytał ostatnie zdanie, zamknął książkę i powrócił do porządkowania swojej kolekcji australijskich motyli.
Po co tu o tym wspominać? Rzeczy nie zawsze są takie, jakimi wydają się na pierwszy rzut oka.
Czy z możliwym odejściem Thiago nie może być podobnie?
Labirynt Alcântary

Mówi się czasem, że „ile ludzi, tyle opinii". Bzdura. Reklamowa iluzja żeby każdy poczuł się wyjątkowo. Ludzi są miliardy - opinii na dany temat kilkadziesiąt; najwyżej.
W elektryzującej całe barcelonismo od długich tygodni sprawie Thiago, do wyboru opcje mamy dwie. Jednej herolduje około 95% zainteresowanych. Robi to głośno i kategorycznie, bo głośne i stanowcze to czasy. Drugiej - najwyżej jakieś pięć procent. Zaliczam się do tej II grupy.
W przypadku takim, jak ten - nie ma decyzji jednoznacznie lepszej czy gorszej. Może nie „wszystko jest względne", ale całkiem sporo. Na pewno nie ma za to jednej, bezsprzecznej „racji". Każda z dwóch składa się z pękatych zbiorów minusów i plusów.
Gdy przychodzi moment pożegnania z dawnymi zabawkami, jest coś w człowieku, co sprawia, że chce się zatrzymać je wszystkie. Albo prawie wszystkie... Albo chociaż odłożyć tę decyzję na inną okazję! Sentyment, sprzeciw mijającemu czasowi, banał niezdecydowania? Jaki ten powód nie będzie, mniej lub bardziej symbolicznie/faktycznie wstrzymuje nasz rozwój.
Jesteśmy tu świadkami podobnej sytuacji, to jasne. Jak bardzo byśmy nie chcieli, to i tak nie da się zmieścić na boisku 12 piłkarzy. Wynika z tego prostego faktu wszystko, co dotyczy dalszej kariery Thiago Alcântary; jego planów już dojrzałych, wyborów kiełkujących i jeszcze-nie-podjętych.
Po przyjściu Neymara, w składzie z Pedro i przy zostaniu Sáncheza z Tello, w ataku mamy „tłok". To dobry, zdrowy, konkurencyjny pięcioosobowy tłok. W pomocy wygląda to zgoła inaczej.
Po oczekiwanej i koniecznej do dalszej ewolucji tej drużyny (za rok znów wszyscy odłożą tezy o upadku tiki-taki na świętego Dygdy, tak sądzę) zapowiedzi trenerów o częstszym wystawianiu w nadchodzącym sezonie Busquetsa i Songa obok siebie, kapitał dla pomocników ofensywnych nie wzrośnie. W pewnym stopniu zbilansuje to fakt, że mniej będzie grał Xavi. Oszczędzany będzie też pewnie Iniesta. W decydującym momencie ostatniej kampanii musiał grać non stop, aż chwilami podpierał się nosem. (Co nie mogło mu pomóc zbawić drużyny w decydujących momentach z Realem czy Bayernem.)
Cały problem Thiago polega na tym, że po tym duecie w kolejności po minuty znajduje się Fàbregas. Zasób to wartościowszy i cenniejszy dla „Dumy Katalonii" od Thiago. W krótkiej i przynajmniej paroletniej perspektywie.
Nie zsyłam Thiago na Kaukaz do towarzystwa pierwszemu królowi Koryntu. Syn Mazinho to wielki talent. Wspaniały piłkarz już dziś. Waleczny w odbiorze, zawsze pozytywnie agresywny na boisku. No i uwielbiam jego styl gry. Takiej piłkarskiej fantazji, nieprzewidywalności o barwie najlepszej brazylijskiej kawy - nie uczą w La Masíi. Z tym trzeba się urodzić.
Dlatego sytuacją idealną - z punktu widzenia klubu - byłoby moim zdaniem, gdyby ten diament La Masíi pokornie zadowolił się kapitałem minut, jaki w tym pejzażu kadrowym może zaoferować mu trener i cierpliwie czekać, aż jego czas w klubie nadejdzie. Może za rok, może za trzy, kto to przewidzi? Starszy Alcântara to słońce FC Barcelony, które wcześniej czy później stanie nad Camp Nou w zenicie. Póki co - oceniając jego potencjał i braki, które w ostatnich miesiącach eliminował nazbyt oszczędnie - jest gdzieś parę minut przed czwartą.
Rzecz w tym, że on sam czekać chyba za bardzo nie chce. Stąd całe to zamieszanie. I z pełną świadomością okoliczności - na emigrację z klubu zsyła się jakby sam.
Na swój sposób to godne podziwu. Ta jego ambicja. Jeśli odejdzie - to przez nią. Wyjątkowa cecha, co wskazuje cele sportowcom, pcha do ich realizacji, ale nie dana każdemu po równo. W porównaniu do rówieśników i wielu dojrzałych graczy, u tego konkretnego chłopaka jest chyba jak dorodna tarczyca.
Thiago zapowiada od miesięcy, że jego głównym celem w najbliższym czasie jest udział w przyszłorocznym Mundialu. Nie „wyjazd", przejażdżka za ocean w charakterze Michała Pazdana La Rojy, szczawika dopełniającego kadrę jak wielu przed nim na wielkich turniejach przez całą historię futbolu („niech Młody zobaczy, bo i tak nie pogra"), lecz pełnoprawne zakwalifikowanie się. Z realną szansą na występy.
Wydaje mi się, że taki to jego plan. Wizja del Bosque to inna para kolczyków, ale nie poznamy jej prędko. Nic dziwnego, że póki co Thiago próbuje brać mundialowy los w swoje młode ręce.
Z pozycji czwartego w kolejce do dwóch (okazjonalnie, w starciach podwyższonego ryzyka - jednego, jako się rzekło wyżej) miejsc na boisku, nie ma wielkich szans na odegranie za rok w Brazylii jakiejkolwiek poważniejszej roli w zespole obrońców tytułu. Na dziś zagadką dla niego może w sumie być samo powołanie. Do realizacji ambitniejszych planów trzeba minut w klubie. Trudno, aby del Bosque brał kogoś szczerze serio w kontekście „grającego składu" (nazywam tak 15 piłkarzy grających na każdym turnieju najwięcej czasu, bez rozróżnienia na „podstawę" i zmienników) na MŚ 2014, gdy ten... siedzi w Barcelonie na ławce, zamiast przez 90 minut udowadniać swoją wartość tydzień w tydzień.
Takie podejście jest godne szacunku. Szanuję Thiago za to, że chce grać więcej i nie waha się o tym mówić. Oznacza to, że ma pełną świadomość własnej wartości - a to cecha tylko największych sportsmenów i sportsmenek. Jeśli odejdzie - to dlatego, że we własnym mniemaniu zasługuje na podstawowy skład i więcej czasu gry niż oferuje mu Tito.
Rozumiem. Potrafię uszanować jego drogę. Nie mam pretensji. Wobec nikogo. Ani do piłkarza, ani tym bardziej do Zarządu. Jeśli piłkarz naprawdę chce odejść - zrobi to i tak, nie powstrzyma go nawet przykucie łańcuchami do bramki na Camp Nou. Dlatego można sądzić, że całą sytuację z mityczna już „klauzulą Thiago" Zarząd nie tylko sprowokował, ale doprowadził do niej świadomie; ba, z pełną - być może - premedytacją.
Mało tego. Żeby było weselej, uważam jeszcze taki obrót spraw za korzystny dla klubu.
Test na lojalność?
Czekali swoje Xavi, Iniesta, Valdés, Puyol i paru innych na przestrzeni dekad. Czekał i Messi, na którego tak naprawdę klub postawił później niż na (sic!) Bojana Krkicia. Skoro Thiago nie chce - droga wolna. Lojalność też jest jedną z wartości tworzących i obowiązujących w tym klubie.
Ktoś ostatnio powiedział, że Barça to najlepsze miejsce dla jego stylu gry. Nie da się ująć tego trafniej.
Mimo to, zawodnik ma swoje, które nie muszą być zbieżne z interesem Barçy. OK, nikt go nie trzyma za rękę (tak, jak nie trzymano Gabriego, Henry'ego, Edmilsona czy Marqueza). 18 milionów za taką perłę to okazja, skandal w czasach gdy za kogoś pokroju J. Rodrígueza płaci się 2,5 razy więcej. Czy Thiago wart jest mniej? Nonsens.
Utrzymanie przez FC Barcelonę klauzuli gracza na poziomie 18 mln euro (Przypadek? Błąd? Niekompetencja? Ha ha.) oznacza wręcz, że tę rękę klub puszcza. Dla klubu o budżecie MU to okazja w biały dzień.
Zarząd i trenerzy Barçy wysłali sygnał tak Thiago, jak całemu piłkarskiemu światu, wszystkim potencjalnym kupcom: Idź, jeśli chcesz, synu. Utrudniać nie będziemy. Decyzja zostawiona zawodnikowi. I dlatego jej wynik przeciągany na po sezonie, „po ME U-21", „po urlopie"...
Rosell mówi „proszę, jesteś wolny", przypominając, że to klub szczególny. „Nikt nie będzie cię zatrzymywał, bo mamy swoje zasady i będziemy im wierni. Take it or leave (it), zaakceptuj albo odejdź."
Ja bym został. On widocznie zamierza się na inny wybór. Jakikolwiek nie będzie - uszanuję. W końcu jak nie masz na coś wpływu, to się z tym pogódź.
Koniec końców, do Barcelony zawsze można wrócić. Prawda, panie Fàbregas? Nie mam nic przeciwko takiemu biegowi zdarzeń. Premiership nie wydaje mi się ligą dla Thiago (z wielu powodów tożsamych z tym, że nie była ligą dla Juana Sebastiana Verona), ale przy jego wieku i tak może z niej wrócić lepszym piłkarzem. Nie miałbym nic przeciwko takiemu obrotowi wydarzeń... Choć gdzieś głęboko intuicja szepcze, że Thiago nigdzie się nie ruszy. Cóż, zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz